tszodadzida
  Jazda na etezecie to najlepsza jazda na świecie
 
Właściwie to od remontu zrobiłem ze sto kilometrów. Potem jeszcze trochę, ale urwała się linka od szybkosciomierza. Czyli nie wiem ile jeszcze. Chyba czas na jakieś pierwsze wrażenia. Taki długodystansowy test, jak robią w gazetach. Właściwie to nie wiem co porównywać. Pewnie każdy robi po swojemu, według własnego zdania i upodobania. Potem drukują to w gazetach jako superobiektywne porównania. A my gupie ludzie to czytamy i kręcimy nosami albo z podziwem albo z pogardą. Właściwie to nie bardzo wiem jak odróżnić jedno kręcenie od drugiego. Może mi ktoś podpowie....

Dosiad. 250 w porównaniu do 251 to krążownik. Za to siedzenie w jednej jak i drugiej jest osadzone masakrycznie nisko. Ot taka maszyna dla niziołków z drużyny pierścienia. Na codzień siedzenie mam dobre piętnascie centymetrów wyżej i gdy siadam na Etke to mam nieustające wrażenie, że zaczepiam kolanami o uszy. Jak mi kto będzie się podśmiewał, że mam plastusiowe, to ja przynajmniej mam alibii. A wy ? Kierownica też jakby trochę wąska. Co w ruchu miejskim może być uznane za zaletę.

Przyspieszenie. Ze startu, to za bardzo nie ma o czym pogadać. Dołu to to nie ma za trzy grosze. Zwłaszcza jak porównamy z czterosówem. Ogólnie dostępne najsłabsze czterotaktowe japońce mają przynajmniej ze dwa i pół raza więcej koni. No cóż etezeta ma silnik z pralki. Choć nie wiem czy te współczesne nie mają więcej mocy. Widzieliście jak się rozkręca trójfazowy silnik przełączany do rozruchu na gwiazda trójkąt? Jeśli tak, to wszystko jasne. Jeśli nie to musicie sobie przypomnieć Lokomotywę Tuwima. Najpierw powoli jak żółw ociężale ruszyła maszyna.....   Tak jest z etką. Zapinamy jedyne. Puszczamy sprzęgło i właściwie przez chwile nic się nie dzieje. Ruszamy z prędkością hulajnogi. Potem dopiero po kilku chwilach zaczyna ożywać. Metoda na to jest jedna.  Oglądaliście wyścigi formuły1. Tak właśnie trzeba startować. Na chwilę przed zapaleniem zielonego wkręcamy silnik na jakieś dwadzieścia tysięcy obrotów i mordujemy tak maszynkę do zapalenia zielonego. Strzelamy ze sprzęgła i o ile nie zastarujemy do pionu to na światłach nie ma mocnych. Jeśli o tym zapomnimy można ścigać się tylko z autobusami. Ale ci zwykle oszukują i ruszają z falstartem.

Prędkość podróżna. Tu właściwie nie ma o czym gadać. Wbijam wszystkie biegi dochodzę do setki i dalej to już tylko brakuje jakiegoś zestawu stereo. Jedzie i tylko wyje sobie zembami od przekładni sprzęgłowej. Właściwie nawet silnik chodzi od niej ciszej.

Wolne obroty. Tu jest na co popatrzeć. Na wolnych obrotach to maszyna żyje własnym życiem. Drga właściwie wszystko. Lampa, zbiornik, gumki zawieszenia.  Kierunkowskazy nawet zatracają kontury obrazu. Jednym słowem wszystko lata. 251 postawiona na centralna podstawkę od drgań silnika na wolnych obrotach sama przesówała się do tyłu. Taki swoisty bieg wsteczny. W 250 początkowo na wolnych obrotach gadał do mnie zbiornik. Złaszcza jak był pustawy. Chałasował głośniej niż silnik Tranzita diesla. Choć wcześniej myślałem, że nie ma głośniejszych. Na szczęście podpasowanie gumowych poduszek plus minus pasujących załatwiło sprawę.

 
 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 1 odwiedzający (1 wejścia) tutaj!  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja